Blik staje się coraz częściej używaną formą przekazywania pieniędzy, a to znaczy, że prędzej czy później staniecie się celem ataku, mającego na celu pozbawienie was pieniędzy z konta. Zaczyna się zwykle od SMSa, który przeczytacie na swoim telefonie. Atakujący ma oczywiście nadzieję, że otworzycie ten link w swoim telefonie.
Samo otwieranie linków z SMS, z messengera lub innych komunikatorów jest kiepskim pomysłem. Nawet bliski znajomy może przesłać wam pliki instalujące exploity lub nawet „pegasusa” i wcale o tym nie będzie wiedział. W tym wypadku jednak zobaczycie stronę, która będzie starała się was namówić do wybrania swojego banku.
Jednak, gdy przyjrzymy się dokładniej, powinniśmy nabrać podejrzeń. Na stronach instytucji finansowych raczej nie pojawiają się literówki wynikające z niedbalstwa. To powinien być dzwonek alarmowy, jeśli się wcześniej żaden nie włączył.
Gdy jednak wybierzecie bank, zobaczycie stronę logowania podobną do banku, która będzie namawiała was do wpisania swojego loginu bankowego, a potem hasła. Uwaga, właśnie jesteście o krok od oddania swoich pieniędzy internetowym oszustom. Tak właśnie się to odbywa. A przy okazji pytanie: czy wiecie, kto rzekomo mógł wam przelać te 450 czy 500 zł? Czy może uznaliście, że skoro się trafia łatwa forsa, to grzechem byłoby nie wziąć?
Ostatnim momentem, gdy jesteście jeszcze właścicielami swoich pieniędzy jest chwila przed wpisaniem kodu z SMSa bankowego. Jak to możliwe? Strona, na której się logowaliście, jest tylko pośrednikiem. Ktoś się już w waszym imieniu do banku zalogował. Nic więc dziwnego, że bank przysłał SMS. Teraz powinny się odezwać wszystkie możliwe dzwony, jak w finale płyty Mike’a Oldfielda. Czy kiedykolwiek wcześniej musieliście potwierdzać przychodzące do was przelewy? No nie. Właśnie!
No dobra. Jeśli dzwony się nie odezwały, to zapewne jesteście biedniejsi o grubszą kwotę. To nie jest pierwsze internetowe oszustwo i na pewno nie ostatnie. Zresztą, zanim się pojawił internet, oszuści też grasowali. Potrafili naiwniakowi z prowincji sprzedać w Warszawie tramwaj. Lub też za kilkaset złotych sprzedawać różne cudowne sprzęty warte grosze, chodząc po domach od drzwi do drzwi. Mechanizm jest bardzo prosty. Trzeba tylko znaleźć jelenia, który jest pazerny.